W czym Pani pomóc?
Każdy z nas jest klientem: mamy społeczeństwo konsumpcyjne i właściwie codziennie coś kupujemy, analizujemy, radzimy się. Każdy ma telefon, konto w banku, płaci rachunki. Nie ważne co, kto i jak, ale mamy styczność z obsługą. Jaką? Ano właśnie, tak różną jak różni są ludzie.
Jeszcze niedawno wchodząc do sklepu, szczególnie odzieżowego, nie można było się odpędzić od wiecznie pomagających Pań/Panów. Zawsze w polu widzenia, bo a nuż klient będzie czegoś potrzebował. Nie podobało się? To w większości przypadków przeszłość, ja się z tym rzadko spotykam. To smutne, że tak istotny element, jak pośrednik marka/sklep-klient coraz częściej zawodzi.
Sprzedawca jest więc obrazem marki. Często/gęsto to widać, bo ubrany w mundurek firmy, bo składa ciuchy, bo stoi za kasą. Właśnie, stoi. Nie wymagam takiej postawy jak wyżej, nie chcę chodzącej za mną kobiety do noszenia ubrań, ale będę wdzięczna za podejście, gdy męczę się z sięgnięciem sukienki z górnego wieszaka. Wiem, zaraz poleci hejt, że mało zarabiają to im się mało chce. Że trzeba układać rzeczy/rozliczać kasę i a nie nadążysz za każdym klientem. Fakt, ale tak jak piszę, nie wymagam, choć miło by było. Zwłaszcza, gdy jest czas na rozmowy za kasą o kolorze paznokci (fakt autentyczny).
Na wejściu każdy jest szybkim spojrzeniem oceniany: rokuje albo nie. Da się z niego wycisnąć, wyda tą kasę (bo ma albo i nie?). Ja do tej pory nie umiem ocenić na ile ktoś wygląda, ale sprzedawcy w galeriach robią to "perfekcyjnie". Jak nie rokuje - po co się zajmować, co skutkuje, w większości przypadków, utratą klienta.
Synonimem złej obsługi do niedawna były urzędy, ale dzięki temu, że opinia jest taka a nie inna, mam wrażenie, że to się zmienia. Procedury, szmery bajery, to wszystko stało się dla mnie jakieś podejrzanie znośne. Umówisz się na godzinę - raczej są. Raczej działają, jak mają. Może dlatego, że świadomość się zwiększyła? A może dlatego, że większość spraw do tej pory załatwiałam w Chodzieży, gdzie każdy zna każdego? Nie wiem, bo nawet na uczelni, w dziekanacie byłam w stanie wszystko załatwić. Może to tu dzieje się ten postęp w kontaktach międzyludzkich? Bo gdzieś indziej go nie widzę.
Podobna sprawa ma się z bankami czy innymi specjalistycznymi usługami (w tym IT). Wiem, że zdarza mi się nie podłączyć drukarki i komunikować, że nie działa. Ale jeśli zgłaszam problem z internetem i na dzień dobry informuję, że restartowałam komputer, modem, ruter i wszystkie "głupie" powody wyeliminowałam, bo rada włącz/wyłącz wifi udzielona przez BOK jest trochę nie na miejscu. Jeszcze smutniejsze jest to, że poza tym zwykle BOK nie ma żadnych innych rad, bo pracownik dziś jest jutro nie ma: nie znam się, nie umiem, to taki skomplikowany problem, że aż muszę zapytać kogoś innego.
Boli mnie, że przy tej obsłudze pomijany jest czynnik ludzki. Cały czas mam złudne wrażenie, że nikt nie bierze pod uwagę, że po drugiej stronie naprawdę jest człowiek. Nie maruda (jak ja w tym artykule), nie upierdliwiec wchodzący na minutę przez zamknięciem. CZŁOWIEK. To, że każdy może mieć problem a jego rozwiązaniem może być zwykła pomoc. Nie mówię tego tylko jako klient, ale także osoba pracująca właściwie od początku kariery (ohoho, to już ze 4 lata) z klientami różnej maści: od zwykłych ludzi w agencji pracy tymczasowej, przez biznes, sektor publiczny aż po dyrektorstwo i doktorów uczelnianych. Czasem wystarczy wyrazić inicjatywę.
Obserwuję odrodzenie się niektórych zawodów: kucharzy, fryzjerów. Dobry fryzjer prosperuje dobrze, nie musi kombinować. Dobry kucharz nie musi kantować na ilości podanych ziemniaczków czy podaniu kupnego sosu czosnkowego. Mam nadzieję, że sprzedawca/doradca też przejdzie metamorfozę a Ci najlepsi będą doceniani. Za wzór ideału niech mi posłuży pewien sprzedawca z salonu DENONA, student zaoczny akustyki, który o pracy- swojej pasji potrafił opowiadać godzinami (szkoda, że już nie pracuje, ale prowadzi szkolenia ze sprzedaży).
Komentarze
Prześlij komentarz