Teoria trochę pomiędzy księgową a psychologiem

Dziennikarstwo - zawód zawsze ważny a obecnie modny. Słownik języka polskiego mówi, że dziennikarz to pracownik redakcji prasowej, radiowej lub telewizyjnej zajmujący się zbieraniem informacji, pisaniem artykułów i przeprowadzaniem wywiadów. Prawda, że fajna fucha?

Po tak pięknym wprowadzeniu czas na kubeł zimnej wody - czyli przedstawienie pierwszej teorii, w oparciu o przytoczony słownik. Według mnie dziennikarz to ktoś, kto przekazuje informacje. Powinien to zrobić w sposób na tyle zrozumiały, by postronna osoba mogła zinterpretować fakt w dowolny sposób. W mediach utarło się jednak, że dziennikarz to osoba, która pokazuje ludziom tą właściwą drogę. Jest niczym światełko w tunelu, nadzieja dla zagubionych. On pomoże, powie jak mają myśleć, co jest dobre a co złe i nikt nie wmówi mu, że "czarne jest czarne", cytując sławnego polityka. Dziennikarz wie, bo rozmawia, bo słucha, bo doświadczony, bo tyle przeszedł, normalnie pół-bóg.

Ostatnio głośno się zrobiło o pewnej Pani, która pomyliła zdyscyplinowanie rozmówcy z ustawieniem go pod swój tok myślenia. Od samego początku wywiadu nastawiona na atak, bo przecież z politykiem trzeba krótko (tak ją nauczono). Swoją drogą, jak polityk się rozgada, to zacznie przedstawiać swój plan zbawienia wszechświata, co nie zawsze może być interesujące dla widza/słuchacza/czytelnika, ale o tym będzie inny wpis. Wracając do sprawy: Pani za wszelką cenę chciała realizować swój scenariusz rozmowy. Niestety nikt się nie dowiedział jaki, bo jak wyszło - zainteresowani wiedzą. Mało tego - nikt się też nie dowiedział, co polityk chciał właściwie powiedzieć (pomijając dziadkowy, rozwlekły początek i niepotrzebne wstawki o cenzurze itp), mimo, że brzmiało to sensownie.

Rola dziennikarza w Polsce niebezpiecznie wzrosła. Definicja słownikowa stała się nieaktualna, bo nie zbiera on już informacji, nie przeprowadza wywiadów. On przedstawia ludziom swoją wizję na podstawie zebranych faktów. Zaprasza rozmówców i dopasowuje ich punkt widzenia do swojej wizji przez aprobatę lub konfrontację. Obserwuję to od kilku lat i tendencja jest niebezpiecznie rosnąca, czyli coraz więcej opinii w wypowiedziach, a coraz mniej informacji. To chyba nie tak. Może to moje garbate aniołki, ale wierzę, że każdy potrafi myśleć (choć czasem o tym zapomina) i nie trzeba mu przedstawiać punktu widzenia jak krowie na rowie. Myślę też, że zawód dziennikarza jest jak każdy inny. Jego pisanie od mojego różni się tylko tym, że on pracuje w mediach a ja piszę na blogu. To, co każdy z nas myśli, nie musi nikogo interesować. Jak będę chciała poznać czyjś punkt widzenia, zapytam go albo zajrzę na profil na fejsie ;)

P.S. Czemu dziennikarz to zawód pomiędzy księgową a psychologiem: bo księgowa musi pozbierać fakty takie jak rachunki, potwierdzenia a psycholog musi wysłuchiwać i przetworzyć wynurzenia na znośną formę.

Komentarze