Niby drobnostki

Wiosna, wiosna, ładna pogoda i wszystko budzi się do życia. Jednak jest coś w tym przesileniu, że czujemy się jak zbite psy. Fizycznie - bo zima wykańcza brakiem warzyw, witamin, słońca, ale też psychicznie. Jakoś niby fajnie, bo za chwilę będzie ciepło. Ale gdzieś jest smutek i żal. I niechęć.

Sięgnęło mnie to poczucie bezsensu. Zresztą, co roku mam to samo, do tego problemy się wypiętrzają jak góry lodowe nie do stopienia i jakoś wszystko ciągnie w dół. Brzuchate matki bardziej niż zwykle drażnią. Do tego każdy ma problem i chce się wygadać, a chwilami już nie mam siły słuchać. Co robić?

Lekarzy nie lubię. Na coachów mam uczulenie tak mocno, że jak słyszę o jakiś technikach motywowania to zakładam słuchawki z głośną muzyką. Ona faktycznie działają, choć nie wiem, czy jak bardzo cierpią moje uszy. Prochy z apteki to nie wyjście - jutro i pojutrze będzie tak samo. Alkohol działa na chwilę a czasem pogłębia. Filmy też lipa - ani nie bawią ani nie straszą.

Działają za to miłe chwile, które gdzieś mi się zakodowały w pamięci. Wszystko jak przez mgłę, jakbym to widziała a nie była tym momentem, ale nawet, gdy piszę to mi się buzia śmieje. 
- Wejście do pokoju z widokiem na morze w Norwegii i niezapomniane białe noce z przyszłym mężem. Morze nigdy nie było tak długo tak blisko mnie.
- Czas, gdy mogłyśmy się z mamą wymieniać ciuchami, bo przez chwilę miałyśmy podobne rozmiary. Kiedy założyła moją bluzkę z Kłapouchym i obie się śmiałyśmy, choć nikt inny tego nie widział. 
- Samodzielny wyjazd do rodzinki na wakacje dzień po zakończeniu roku szkolnego i godzinę po tym, jak mama powiedziała: powinnaś gdzieś sobie wyjechać.
- Uczucie, gdy wuefista mówi, że jego dzieci nie chcą uczyć się od niego gry w siatkówkę, bo już wszystkiego nauczyły się od Ciebie ;) (pozdrawiam serdecznie wiadomo kogo ;))
- Poranek, gdy ojciec miał mnie obudzić do szkoły i tak delikatnie dotknął policzka. Skąd wiedział, że to wystarczy, żebym otworzyła oczy?
- Maraton osiemnastkowy strasznych filmów z kuzynką.
- Chwila, gdy zrozumiałam, że oglądanie KAŻDEGO sportu z kimś jest ważniejsze, niż dobry film w samotności.
- Nocne eskapady do przyjaciółki (choć była zajęta ;)) tak, by nie obudzić ojca. Niby dorośli a w domu rodzinnym zawsze dzieciaki ;) 
- Film oglądany CAŁĄ rodziną, nawet gdy na straszne momenty uciekałam do korytarza.

Jak myślę o tym to znajduję jeszcze więcej takich momentów. Dopiero jak patrzę z perspektywy czasu, to je dostrzegam. Do nich się uśmiecham i one budują mi wiosnę. Oprócz dobrej muzyki siłę daje mi poczucie, że dobre rzeczy były nie tylko kiedyś, ale też tydzień temu. Nic się nie kończy ze spadającymi liśćmi a zło zawsze jakoś się zapomni. Kiepsko idzie, ale da się. A kiedy jest jeszcze gorzej - zawsze jest kołdra. Można się zakopać, ona zrozumie.






Komentarze