Bulwersacja modowa

Moda - trudno powiedzieć, że ją lubię. Raczej lubię zakupy a podążanie za trendami są stanowczo nie dla mnie. Lubię za to pooglądać, co inni noszą. Obczajam i obserwuję a to, co widzę trochę mnie dziwi.

Lubię się bawić ciuchami i wybieram to, co mi się podoba i w czym dobrze wyglądam. Generalnie nie zwracam uwagi na to, co się nosi w danym sezonie ale czasem zerknę na gazety. W ten sposób wiem, co odłożyć na następne lato a co śmiało mogę odkopać. Są takie rzeczy, które niezależnie od czasu zakładam na przekór wszystkim. Skoro dobrze się w nich czuję, to dobrze też będę w nich wyglądać, nie? Czasem się sprawdza ;) 

W/w gazety jednak tworzą trochę inny obraz. Może to ja zmieniłam gazety? Mam wrażenie, że nasze społeczeństwo tak szybko się nie bogaci jak styliści czy inni, którzy wymyślają stylizacje. PANI zmobilizowała mnie do ruszenia bloga właśnie zdjęciem obok. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciała ubrać się od stóp do głów w LV. Nie mam ani takiej kasy, ani ambicji, ani nawet marzeń. Nie sztuka też dla mnie wejść do butiku i dobrać do siebie kilka ubrań (granatowy płaszcz, spodnie z granatem i ciekawą torebkę) i spoko, jest stylówka, można walnąć na miasto. Karta kredytowa i wio. Jeszcze gdyby było kilku projektanów, kilka firm: rozumiem, sprawa trochę trudniejsza. Jednak tego tu nie ma.

Kreuje to mętną rzeczywiść dla przeciętnej odbiorczyni. Wiem, gazety mają swoje targety, ta pewnie jest dla starszych kobiet, bo nawet jest w niej co poczytać. Czy współczesne 40-50-60-ciolatki naprawdę ubierają się u MK lub LV od stóp do głów? Według mnie większym wyzwaniem jest połączyć LV ze spodniami z H&M i zwykłym t-shirtem rodem z lekcji wf tak, by nie wyglądało to groteskowo i tworzyło spójną całość.

Myślałam, że blogi modowe będą przełomem w tym temacie. Uświadomią kobiety, że żeby wyglądać nie trzeba mieć. Wszystko wypaliło i świetnie, ale stylizacje szybko się zmieniły bo i laski się ubogaciły, więc leczą kompleksy. Skoro mają kasę to kto bogatemu zabroni. Nie, nie zadroszczę, ale z początkowego założenia zostały nici.

Uważam, że fajne, ciekawe i dobre jakościowo ciuchy można kupić wszędzie. Od sklepów projektantów po Biedronkę (wiem, co mówię: ostatnio wyrwałam mega spódnicę za 25 zł). Lumpeksy, tak hejtowane przed laty jako sklepy, w których śmierdzi i do których generalnie się nie wchodzi, też odżyły i można się w nich natknąć na naprawdę ciekawe rzeczy (choć mam wrażenie, że kobiety, które wpadają tam w dniu dostawy i wychodzą z naręczami ciuchów, za które płacą zwykle kilkaset złotych, obkupiają tam całą rodzinę do 4 pokolenia albo mają taaaaakie garderoby). Prawdziwą kopalnią są też wyprzedaże, na których potrafię wyrwać bluzki, sukienki, marynarki i mnóstwo innych za śmieszne kwoty a przecież większość ludzi, z którymi się spotykamy nacodzień nie wyczai, że ta czerwona koszulka jest z zeszłego sezonu. Nikt mi więc nie wmówi, że żeby wyglądać fajnie trzeba mieć kasę. Wszystko się da, liczy się pomysł a ja doceniam kombinatorów. 


Komentarze